Miejscowe opowieści to sekcja encyklopedii w PDA protagonisty w S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla, która zawiera "opowieści" Stalkerów z niemal wszystkich frakcji. Sekcja jest uzupełniana w miarę przeszukiwania ciał weteranów i ekspertów różnych frakcji. Z reguły większość opowieści opisuje pozaekranowe aspekty uniwersum gry, których nie można znaleźć w żadnej z gier.
Samotnicy[]
Nadprzewodnik[]
„Słyszałeś o Przewodniku? Pierwszy prawdziwy stalker. To właśnie on przed wszystkimi wdarł się do Zony i ciągle żyje. Mówi się, że może cię zabrać w każde miejsce, tylko mówisz gdzie i już. No, trochę ciężko go znaleźć, plakatu z adresem nie znajdziesz... I on też z byle kim nie pójdzie. Z tego, co słyszałem, sporo sobie liczy za usługi. Ale jeśli uda ci się go odnaleźć i będziesz mieć dość kasy, możesz spać spokojnie - zabierze cię tam, gdzie chcesz. Z takim kimś to bym sobie chciał pogadać. Założę się, że był za Czerwonym Lasem...”
Ta historia może także zostać zdobyta z ciał martwych Wojskowych, członków Wolności i Powinności.
Wiadro koszmaropodobne[]
„Powiem wam jedną rzecz. W tej części Zony kompletnie nie da się spać... Ja mam szczęście, bo ja i tak nie mogę spać, ale ludzie miewają takie koszmary... Czasem nie budzą się rano. Niektórzy na przykład dostają ataku serca. Część wpada w furię, część świruje... Ale podobno jest jedno lekarstwo. Jeśli naprawdę musisz się przespać, znajdź stare wiadro... może być duży garnek... jakiś kocioł czy coś... Byle tylko nie miało dziur... Wsadzasz głowę do środka i smacznie śpisz... Śmiało, możecie się śmiać, ile wlezie. Pogadamy za kilka dni, jak będziecie padać z wycieńczenia. Idioci... No to powiedzcie mi, po cholerę trepy łażą i szpanują tymi hełmami, co? No właśnie! Przez dwa lata ani widu, ani słychu, a teraz wszędzie ich pełno! A te ochraniacze na mózgi to coś nowego. Ktoś znalazł trupa jednego z wojskowych i obejrzał sobie. Wewnątrz jest siatka zrobiona z cienkich miedzianych przewodów, połączona z podszewką. Po cholerę takie coś? Zapamiętajcie, co wam powiem - za tym wszystkim kryje się coś bardzo dziwnego. To miejsce jest do niczego, jeśli chodzi o anomalie, inne obszary są bezpieczniejsze i ze znacznie lepszymi fantami... Myślę więc, że oni badają teren. Zaznaczają obszar na swoją bazę. Chcą się przedostać do sarkofagu, mówię wam... A gdy nadejdzie czas, powinniśmy się trzymać jak najdalej od nich...”
Bandyci[]
Właz do nieba[]
„Mieć szmal, a mieć dużo szmalu, to dwie różne rzeczy... Myślisz, że forsy się łatwo można dorobić? To się zajebiście mylisz! Za friko to tutaj można tylko oberwać jakimś gównem albo dostać kulkę od stalkera... Główka musi pracować. Główka musi pracować tam, a tutaj tym bardziej. Tuman za długo tu nie przetrwa. Daleko też nie pociągniesz, jeśli wszystko co masz, to kuku na muniu... Mniejsza z tym, opowiem, jak było. Było nas trzech, świętej pamięci Sinior i Pętla, szliśmy sobie przez gospodarstwo, na skróty. No i nagle widzimy, że jakiś koleś zapieprza w naszą stronę. Więc się przyczajamy. Koleś nas mija, o niczym nie ma pojęcia. Taki kurdupel i jeszcze ciągnie za sobą ten wielki worek. Pistolet maszynowy w pogotowiu - napakowałby nas ołowiem bez chwili wahania. Więc Sinior mówi mi: "Może go trochę postraszyć? Zobaczmy co tam ma!". A ja na to: "Zamknij się, debilu, patrz lepiej, gdzie chowa łup!". No i... gość się nagle rozpłynął w powietrzu! Nic nie widzieliśmy! No to siedzimy i czekamy. Za jakieś dwadzieścia minut się pojawia. I jak tak stoi i otrzepuje się z kurzu, Pętla podkrada się od tyłu i rozwala mu pół głowy. Razem z Siniorem zaczynają obszukiwać gościa - miał wypasioną kamizelkę kuloodporną i saszetkę przy pasie... Ja się musiałem odlać, więc odszedłem na bok. Wiedziałem, że chłopaki zostawią mi moją działkę, czyli nie musiałem się przejmować. A tu nagle: BUM! Okazało się, że patafian całą kamizelkę miał tak podpiętą, żeby wybuchła, gdyby ktoś spróbował ją zdjąć. Od razu się zmyłem - nie wiadomo, kto się pojawi, słysząc wystrzał i eksplozję... Wróciłem tam po miesiącu. Po Pętli, Siniorze i tamtym kolesiu nie została choćby kostka. Nic. No to wykminiłem, gdzie to mógł zanurkować w tych ruinach i sam się tam wczołgałem... Przechodzę trzy pomieszczenia i nic! Nagle widzę stertę łóżek w rogu. Co one tam robią, do cholery? Zacząłem je usuwać. I co widzę? Właz! Podnoszę go i świecę sobie latarką. Jezus Maria, jestem w niebie! No, co tam zobaczyłem, to już moja sprawa... Stratny nie byłem. Ale jak się nad tym zastanowić, gdybym się ociągał, to pewnie już byłbym martwy albo bym biegał na bosaka i się ślinił jak niektórzy...”
Najemnicy[]
Iluzja Powinności[]
„Coś wam powiem. Byłem przy tym, jak ci goście z "Powinności" schwytali iluzjonistę! Natknąłem się na nich zupełnie przypadkiem! W moim samochodzie - Nivie - odpadło prawe przednie koło. Na jakimś wzgórku zgubiłem śruby, a nie miałem zapasowych. No to kląłem przez chwilę, a potem pomyślałem, że mogę pójść do elektrowni i sobie wziąć, co potrzebuję. To było tylko jakieś pół kilometra - koło trzydziestu minut w obie strony. Poza tym już tam wcześniej byłem... Nagle widzę kolesiów z "Powinności"! I nie był to jakiś patrol, ale z pięćdziesięciu! Myślę sobie: "Co, do diabła?" Od razu schowałem się w krzakach. "Jeśli mnie widzieli i zaczną przeczesywać teren, już po mnie" - pomyślałem. Nieważne - leżę sobie przyczajony, wstrzymuję oddech. I nagle słyszę salwę, a oni zaczynają pruć jak szaleni! Tylko raz w życiu słyszałem takie wybuchy i strzały... Pierwszy atak na bazę, pamiętacie, chłopaki? No więc leżę skulony, wsłuchuję się, a tu nagle BUM! ŁUP! Pięć minut później wszystko milknie i słucham, czy przypadkiem ktoś nie idzie w moją stronę. Nic. No to zbieram się do kupy i patrzę przez lornetkę. Wyłażą z warsztatu... cali brudni, ciągną za sobą zabitych kolegów i iluzjonistę na brezencie... a raczej resztki iluzjonisty... i znikają w wąwozie. Potem usłyszałem warkot silników, który wkrótce umilkł. Odczekałem jeszcze chwilę, żeby się upewnić, że odjechali. A potem wszedłem do środka. Wiecie, co mówią - że ci z Powinności nie pozostawiają po sobie śladów! Ale i tak chciałem to sprawdzić. Co to był za widok! Ściany były prawie całkowicie podziurawione. Na podłodze walały się belki, zawaliła się część sufitu. Miałem łusek po kolana - prawdziwe pobojowisko. Krew, jakieś resztki... Nie znalazłem nic przydatnego - no, dwa pełne magazynki i karabin maszynowy tak bardzo przysypany, że nie mogłem go wyciągnąć... Nie muszę chyba mówić, że ani myślałem o śrubach... Wróciłem do samochodu, chwilę podumałem, odkręciłem po jednej śrubie od pozostałych kół i wróciłem na niskim biegu... A co, gdybym się tam zjawił jakieś pół godziny wcześniej? Daje do myślenia, nie?”
Wolność[]
Kolacja patologia[]
„Posłuchajcie, co mi opowiedział kumpel. Szef budzi go w środku nocy i każe mu pędzić do laboratorium. Że niby jest tam jakiś ładunek. Kumpel na wpół śpi i zupełnie nie wie, co się dzieje. O co, do cholery, chodzi z tym ładunkiem? A szef do niego: "Pijany jesteś czy co?" Na stole leży świeże ciało, obiad gotowy! No to ten podchodzi i widzi COŚ... Wierzcie mi, widział już przeróżnych sztywniaków z Zony: ugotowanych, usmażonych, rozerwanych na strzępy, nie mówiąc już o dziesiątkach mutantów... Ale widok tego czegoś... - to był jakiś obrzydliwy robal! Tak czy siak - na pierwszy rzut oka wyglądało to jak człowiek, tyle że głowa była nieproporcjonalnie duża i żebrowana jak dynia. A ciało? Jak z obozu koncentracyjnego - skóra i kości! Ale do tego wszystkiego doszedł później. Mówi, że na samym początku widział tylko kawał ciała zapaćkany jakimś pomarańczowo-czerwonym paskudztwem - krwią albo czymś takim... Te gnoje nie szczędziły amunicji. Wiesz, co się mówi o "Powinności"... że poszukują nieprawidłowych obiektów... Poszukują - akurat! Kumpel mówi, że "ten obiekt" wyglądał na skrzyżowanie durszlaka i termoforu... widać było, że podeptali go buciorami. Był cholernym kawałkiem mięsa w czarnych szmatach. No więc mój kolega tyrał jak wół przez całą noc i połowę poranka. Okazuje się, że było to stworzenie, które miejscowi nazywają iluzjonistą: czarne łachmany, zsyłanie halucynacji na stalkerów, głowa prawie metr w obwodzie... A wiecie, co jest zabawne? To, co uważali za jego twarz, okazało się czubkiem głowy. Nie - ma twarz, ale taką malutką: oczy zawsze zamknięte, nos wielkości szpilki, ale dziób wielki jak bania. Pewnie jak chodzi, to głowa mu zawsze zwisa, bo nie ma bata, żeby ją utrzymał w górze... gnojek... A wiecie, co tacy jedzą? Grzyby. Cholerne grzyby! Wszyscy je widzieliście! W Zonie pełno jest grzybów, więc weterani mówią, że tamci wyciskają z nich sok. To tak w temacie gównianego jedzenia. A wiecie, co jeszcze chował przy pasie? No? Niby skąd moglibyście wiedzieć? W porządku - suszony mózg. A wiesz czyj? Kontrolera!”
Samotność[]
„Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Wiecie, widziałem już w życiu naprawdę piękne dziewczyny, ale ta... ta była idealna! Tak. Dokładnie. Idealna. Czułem, jakby cały świat wokół niej był czarno-biały i zamazany. A ona... Ona była wyraźna, jasna i barwna. A jak się poruszała! Matko, nigdy czegoś takiego nie widziałem! Aż mnie ścisnęło w gardle. Co ona miała wspólnego z tą całą nauką? Co miała zrobić w Zonie? Tak, zgadza się, w Zonie! Zaczynała się noc... Przy dworcu autobusowym jest taki dziewięciopiętrowy blok. Najpierw coś błysnęło w oknie na parterze. Od razu odbezpieczyłem swój Akm i nagle widzę, że to ona wychodzi z budynku... Aż przetarłem oczy ze zdziwienia - przecież w Zonie można się wszystkiego spodziewać! A ona idzie w moim kierunku. Stoję tam jak kretyn, gapię się na nią... ale z przyzwyczajenia trzymam broń w gotowości... Zauważyła mnie, uśmiechnęła się... Przywitała... A ja jej słucham, ale nie słyszę, co mówi, tylko się gapię. Miała na sobie niebieski kombinezon, jasnoniebieski... Ale nie taki luźny, tylko bardziej obcisły... A jej ciało... Niesamowite! Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie zwracam uwagi na to, co mówi, tylko się szczerzę... Okazało się, że była z grupy badawczej. Spytała, czy mogę pomóc. Pomóc! Dla niej z miejsca rzuciłbym się w anomalię. Powiedziała, że badała ten teges... jak jej tam... endemię Zony. Wiecie, rośliny, które nie rosną nigdzie indziej. Powiedziała, że uciekła ochronie, bo nie lubi, jak ciągle wokół niej węszą i przybyła tam zupełnie sama. Nie wiem. Uwierzyłem jej. Więc zgodziłem się jej pomóc, przynieść jej parę rzeczy. Dwa dni później wróciła, tak jak ustaliliśmy. Jak zbierałem dla niej towar, z pięć razy prawie było już po mnie. No więc idę tam z jedną myślą: "Znów ją zobaczę!" A tu nic. Nie było nawet budynku, przy którym ją spotkałem. I to tyle. Ale gdybyście mogli ją zobaczyć! Ona... aż płonęła od środka.”
Powinność[]
Horror w Instytucie Badawczym[]
„Mój partner i ja już od pewnego czasu obserwowaliśmy ten Instytut. Strasznie ponure miejsce, zbyt ponure. Żadnych zwierząt, żadnych mutantów. Tyle że za każdym razem, jak ktoś tam wchodził, to albo wracał śmiertelnie przerażony, albo świrnięty, albo w ogóle nie wracał. No to pomyśleliśmy, że sami spróbujemy to obadać. Wyruszyliśmy przed świtem, ale zanim tam dotarliśmy, był już biały dzień. Zostawiliśmy samochód na drodze i podeszliśmy na skraj lasu. Zatrzymaliśmy się, mój partner został na ziemi, a ja się wspiąłem na drzewo z lornetką, żeby się rozejrzeć. No więc się wspinam i widzę budynki Instytutu - wcale nie wyglądają na opuszczone. Szyby w całości, na podwórku trawa - ale niziutka, nie po pas, jak w innych miejscach... Wszystko było tak, jakby ktoś tam mieszkał, ale panowała martwa cisza i nigdzie nie widać było znaku życia. A tu nagle słyszę serię po prawej. Ktoś pruje z karabinu. No to robię zbliżenie i widzę jakiegoś kolesia na dachu jednego z budynków - biega tam i z powrotem jak kot z pęcherzem i strzela we wszystkich kierunkach. Patrzę i patrzę, ale nie mogę zobaczyć, do kogo on strzela - jest sam jak palec. I wtedy... się zaczęło. [krótka przerwa] Na moich oczach. Karabin jakby sam mu się wyrwał z dłoni... jakby mu skrzydła wyrosły! Facet otwiera usta, pewnie coś wrzeszczy, wyszarpuje nóż i trzyma go przed sobą. I wtedy widzę - przysięgam - jak kolejny nóż wisi wprost przed jego twarzą! Po prostu wisi w powietrzu i nikt go nie trzyma. O tym, co się stało potem, lepiej nie opowiadać po ciemku... To coś siekało gościa przez dobre pięć minut... Kawałek po kawałku, sukinsyn, tutaj małe pchnięcie, tam drobne cięcie... Koleś ociekał krwią... Jak zaczął się chwiać, to ten nóż, co go trzymał, też mu coś wykopało. A potem uniósł się w powietrze i tak jakby... przekręcił raz i drugi... W życiu czegoś takiego nie widziałem - zupełnie jakby był szmacianą lalką czy coś... Wtedy to już byłem spocony jak mysz. A potem... Nie, tego nie powiem... No nic, jak już złapałem oddech, to się przez kolejne pięć minut rozglądałem po całym terenie. Ręce mi się trzęsą, z lornetki pot kapie... Pusto! Patrzę normalnie - nic, patrzę w podczerwieni - nic. Jak zszedłem, partner na mnie spojrzał i uznał, że nie będzie o nic pytać. Jak wróciliśmy do bazy, to tankowałem przez jakiś tydzień... Jak już się otrząsnąłem, próbowałem wypytywać ludzi, czy może słyszeli już o czymś takim. Ale ci tylko patrzyli się na mnie dziwnie, jak na wariata. I to tyle...”
Kroniki jajogłowych globalistów[]
„Dobra... Chyba mnie wczoraj o coś pytaliście, ale nie pamiętam... Aaa, już wiem. Chcieliście wiedzieć, dlaczego tylko nasi jajogłowi grzebią w Zonie. Dlaczego nie ma tu żadnych obcokrajowców, chociaż można nazbierać różnych rzeczy na tysiące nagród Nobla... No dobra, spróbuję wyjaśnić. Po pierwsze - dlaczego mieliby tu przyjeżdżać, skoro mogą po prostu zapłacić, żeby nasi podali im wszystko na tacy? Po drugie - tak naprawdę to oni tu byli, I to całkiem sporo. Chodzi po prostu o to, że od dwóch lat obcy boją się zapuszczać do Zony... Widzicie, miało tu miejsce pewne wydarzenie... I teraz wolą płacić za łupy i informacje... A płacą całkiem dobrze, więc wielu samotników pracuje dla nich - to samo zresztą dotyczy szabrowników... Co? Nie znacie tej opowieści? Dajcie spokój! W całej Zonie aż wrzało od plotek, a wy o tym nie słyszeliście? Ech, co tam. Dobra. Zorganizowano dużą wyprawę. Samych naukowców było około trzydziestki - i to z różnych krajów. Same gwiazdy, grube ryby i takie tam... Wszyscy świetnie wyposażeni - najlepszy sprzęt, i to mnóstwo. Ochraniał ich cały pluton, a poza tym mieli jeszcze kilku naszych przewodników. No więc wsiedli w swoje transportery i odjechali. No i co się stało? Wrócili jakiś tydzień później...Dwunastu ludzi we wraku. Dotarli nieopodal Zgniłego Lasu i wpadli w pułapkę... Szabrownicy... O, tak... Te sukinsyny mają gdzieś, skąd pochodzisz... Prawie wszystkich wykończyli. Jedynie trzem ludziom udało się przedrzeć za granicę - dwóm stalkerom i jednemu jajogłowemu. Ten ostatni z tego zamieszania dostał kota i wylądował w wariatkowie. Teraz podobno pisze książkę o Zonie. Wydawało się, że ze stalkerami nie było tak źle. Sądziliśmy, że to dzięki doświadczeniu. Tyle że... Oni chyba też oszaleli na swój własny sposób: jeden uciekł do radaru i zniknął, a drugi wrócił do Wielkiej Krainy. A resztę zabrała Zona. Słyszałeś kiedyś o Stacji 32? To tam się wszystko wydarzyło. Na początku wydawało się, że jest spokojnie i całkiem normalnie... Odczytywali zapisy na licznikach, pobierali próbki, wtykali sprzęt w anomalie... A potem wszystkim zaczęło odbijać. Każdemu po kolei. Każdy po kolei dostawał kota. Jeden z naszych - ten, który w końcu przeszedł na emeryturę - opowiedział mi o tym... Niektórzy sami sobie rozrywali gardła, inni rozbijali sobie głowy o mury, a jeszcze inni po prostu... Broń w usta i... A potem zaczęło się tam roić od bestii. Ci, którzy jeszcze byli przy zdrowych zmysłach, zabarykadowali się w domu. Wyobrażacie sobie całą sytuację, tak? Ciemna noc, na zewnątrz tutejsze stwory, a wewnątrz ludzie, którzy po kolei wariowali. Krótko mówiąc, rano udało się jakoś wydostać tym, którzy jeszcze nie dostali świra. Pobiegli prosto przed siebie, wpadli nawet w jakieś anomalie... Dotarli do Zgniłego Lasu... Ale nie znaleziono nikogo z tych, którzy zostali. Podobno w tamtej okolicy zarejestrowano mnóstwo kontrolerów. Tak to było... Od tamtej pory nikt się nie zbliża do Stacji 32, a cudzoziemcy trzymają się z dala od Zony...”
Cień ducha[]
„Wie ktoś, co jest z tymi ściśle tajnymi laborkami głęboko w Zonie? Wciąż działają, no nie...? Taa... Jak niby, do cholery, ktoś tam w ogóle jest w stanie przeżyć... Bez jedzenia i prądu... No więc pytam: a jeśli to nie ludzie tam pracują? Gadałem z takim jednym kolesiem... On sam nie widział laborek... To znaczy... nie widział na własne oczy, ale jego skaner wychwycił dziwne rozmowy nad Jantarem. Gadali o jakimś laboratorium. I jeden gość przysięgał drugiemu, że wpadł na postać ubraną w kombinezon - jak u stalkerów, tyle że znacznie bardziej wypasiony... I ta półprzezroczysta postać kazała mu spieprzać. Coś jak: "Odejdź, my tu pracujemy". Gość się prawie zesrał ze strachu! No bo, ej, widzieliście kiedykolwiek coś takiego? Ale z drugiej strony to stało się niedaleko Czerwonego Lasu... Wiecie, co mam na myśli... No właśnie. Więc to pewnie nieprawda... Ale przecież mutacje... przybierają różne formy, nie? Więc może to już nie są ludzie tylko jakieś istoty energetyczne? Możliwe, co nie? No i z czego się śmiejecie...? Jak głupi do sera...”
Monolit[]
Sny o Monolicie[]
„Bracia, Monolit wezwał mnie zeszłej nocy i rozmawiałem z nim. Jego wspaniałość budziła grozę, niemal mnie oślepiła, lecz jego światłość wypełniła mnie mocą przekraczającą pojęcie śmiertelników! Ja wiem, czuję jego moc w nas wszystkich! Tylko głęboka wiara jest w stanie zwyciężyć zło. Powiedział mi, że swą mocą może napełnić tylko tych, którzy wierzą. I wreszcie objawił mi, że nasze zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki!”
Ci, którzy dotarli do anten[]
„Bracia, słyszeliście o niewiernych, którzy przedarli się do anten? Na szczęście Monolit nas poprowadził i zajęliśmy się nimi w samą porę. Jednego usunięto na miejscu, dwaj pozostali zbiegli. Tchórze! Wszyscy z nich to tchórze! Prawdziwa wiara nie zna strachu! Dwaj zdołali uciec, lecz Monolit jest roztropny i wszechwiedzący. Nie darowałby im życia bez powodu.”
Nawrócony w Czarnym Lesie[]
„Bracia! Gdy patrolowaliśmy obrzeża Czarnego Lasu natrafiliśmy na niewiernego. Nie zabiliśmy go, gdyż miał się niebawem nawrócić, choć wciąż był w połowie zwierzęciem... Tak wielka jest mądrość Monolitu: po raz kolejny ukazał nam oblicze wroga. Nasza wiara stała się silniejsza! To już blisko! Zwycięstwo nad niewiernymi jest już blisko! Już wkrótce Monolit spełni nasze najskrytsze marzenia! Ci, którzy okażą prawdziwą wiarę, zostaną przezeń przygarnięci - do jego chwały, do jego wielkości! Już zawsze będziemy przebywać w jego blasku!”
Próba Wiary[]
„Bracia, Monolit wystawił mą wiarę na próbę i nieomal zbłądziłem. Lecz wytrzymałem! Chwała Monolitowi! Jego próby tylko nas wzmacniają! Wracaliśmy z Doliny Mroku i zostałem nieco z tyłu. Zło skorzystało z okazji i zaczęło mnie kusić. I... zwątpiłem. Obraz prawdy zniekształcił się... wróg sączył mi w uszy kłamstwa, jakoby Monolit czynił z nas niewolników. Lecz wtedy zrozumiałem, że to próba! Wspomniałem chwałę i blask Monolitu. Odzyskałem mą siłę zewnętrzną i zaufanie. Od tej pory nie boje się żadnych prób i obce mi jest zwątpienie. Chwała Monolitowi!”
Starcia w Dolinie Mroku[]
„Szedłem po Dolinie Mroku, miejscu rojącym się od niewiernych, którzy jeszcze nie widzieli potęgi Monolitu. Pełniliśmy straż. Atak nastąpił nocą. Walczyliśmy dzielnie. Bracia moi stawili opór, jak przystało na prawdziwie wierzących i tego dnia Monolit wielu z nich przyzwał do siebie. Lecz nie mnie. Mój czas jeszcze nie nadszedł. Broń moja milczała, bezużyteczna. I nagle Monolit przemówił do mnie: "Należysz do mnie i w tobie spoczywa moja moc. Pozostań silny w wierze, a pokonasz mych wrogów ku mej chwale!" I wtedy przemieniłem się w cień. Obszedłem ich pochylony. Głupi, zdziczali szpiedzy - niczego nie zauważyli. Sądzili, że jesteśmy martwi i szydzili z powłok cielesnych naszych braci. Lecz ja już byłem za ich plecami. I wtedy potęga Monolitu wypłynęła z mych dłoni. I tak zabiłem ich wszystkich. Cieszę się, mogąc ci służyć, o Doskonała Światłości!”
W momencie powstania wszystkie historie Monolitian nosiły nazwę "Fanatic Delirium". Oprócz tego gra zaplanowała również szereg innych historii, których nie można zdobyć w oryginalnej wersji: nie "odpowadają" żadnej frakcji.
Potwór z hangaru[]
„No i wkradamy się do tego hangaru, co nie? Wszędzie kurz i pajęczyny. Syfu aż po dach. Detektory milczą jak zaklęte - jakby nikogo wokół nie było, ale wydaje się, że nawet my sami nie istniejemy. No i ustawiamy się na pozycjach wzdłuż granicy: Saniek pierwszy, reszta go osłania... a tu nagle - JEBUDU! Pod sufitem były takie wielkie, przerdzewiałe żelazne belki, no i jedna się oderwała i leci w dół! Saniek jakimś cudem uskoczył, a to gówno rąbnęło dokładnie tam, gdzie stał chwilę wcześniej. Saniek się rzuca, przetacza i nawet nie wstaje - leżąc na ziemi, zaczyna grzać! No to my wariujemy i też strzelamy jak idioci. Wtedy Saniek drze się wniebogłosy, coś o potworze w rogu. Ja się patrzę i nic nie widzę... Dokładnie, cała operacja legła w gruzach, totalna zjebka... Łazimy po ruinach jakieś pięć minut, każdy patrzy, gdzie idzie - pilnujemy się, żeby znów nie wejść pod belkę. I to był niezły schiz, stary - co chwila któryś coś widział i grzał po ścianach ile wlezie. Dwóch naszych całkiem dojechało - jeden wpadł do dziury, a drugiego zmiażdżyły drzwi, które wypadły z zawiasów. To się zajebiście wpieprzyliśmy, bo widać, że ktoś z nami pogrywa! No to włączamy ochronę psioniczną, w każdy róg rzucamy po granacie gazowym i czekamy z palcem na spuście. Czekamy i czekamy... Wychodzi na to, że sukinsyn latał czy coś w tym stylu... My ganialiśmy w kółko, a ten się czaił na suficie i zrywał boki ze śmiechu... Olśniło nas za późno - i kompletnie przypadkiem. Gnój poluzował jeszcze kilka belek i pół dachu leci w dół, prosto nam na głowy - czterech gości rozpłaszczyło na miejscu... Ale dorwaliśmy jebusa! Jak tylko Saniek usłyszał szelest na suficie, odruchowo wypalił - i to był zajebiście szybki odruch, mówię ci! Szkoda, że nie słyszałeś, jak to coś wyło! Wszyscy się rzuciliśmy i każdy napieprzał z tego, co miał... Jebus runął w dół z takim jazgotem, że prawie mi krew z uszu poszła. Sukinsyn dostał za swoje - pałowaliśmy, kopaliśmy, a Saniek wyciągnął kosę, żeby dziada rozpruć... Cóż, dowódca nas wszystkich odciągnął, bo inaczej byśmy to bydlę rozwalili na kawałki...”
Łatwy cel dla Kontrolera[]
„Kiedyś łaził za nami jeden debil... Szliśmy sobie w swoją stronę, zatrzymując się od czasu do czasu na krótki odpoczynek, a on wtedy padał na ziemię i zaczynał chrapać. A kiedy trzeba było ruszać, zbierał się ostatni! No i w końcu dostał za swoje... Został z tyłu, a wtedy dopadł go kontroler - cap! - i po mózgu. Wy, koty, lepiej uważajcie! Każdy szelest, każdy ruch... Nawet jeśli obok przebiega pieprzony zając... Chociaż niech Bóg was chroni przed spotkaniem z tutejszymi zającami... Tak czy inaczej - tutaj musicie uważać cały czas. Magazynki i granaty pod ręką, palec zawsze na spuście. Gdy tylko coś zauważycie, natychmiast wystrzelcie pół magazynka. Widzicie coś za krzakiem? Najpierw strzelajcie, później pytajcie o nazwisko. Tutaj podstawa szkolenia brzmi: za dużo myślisz, skończysz jako karma dla psów! A co do kontrolerów, to zupełnie inna historia. Jak usłyszycie szelest, strzelajcie i natychmiast padnijcie na ziemię! Nieważne czy na plecy, czy twarzą w dół. Kontroler chwyci was, gdy tylko was zobaczy - musi się koncentrować czy coś. Więc przyczajcie się i wsłuchajcie się w odgłosy, żeby wiedzieć, czy jakiś gnój nie idzie w waszym kierunku. Możecie po cichu przeładować broń, wyciągnąć granaty... A jeśli jest zupełnie cicho, policzcie do trzech i... Zabierajcie dupę w troki! Jak najdalej się da! Zrozumiano? Rekruci... Miejcie się cały czas na baczności, tylko tak da się tu przeżyć...”
Sieryj w Prypeci[]
„Taa, tym razem dotarłem aż na przedmieścia Prypeci. Pomyślałem sobie, że najpierw się rozejrzę. Wybrałem sobie najwyższe miejsce, tę wielką kotłownię z kominem. No więc idę tam na paluszkach. Wydaje się, że wszystko jest w porządku - wszędzie pył, żadnych śladów... No to wczołgałem się do pieca i zacząłem wspinać się po drabince w kominie. Wspinam się, a sadza nawet się nie rozmazuje - twarda jak skała! Wchodzę na samą górę, wyglądam... Piękny widok! Przed moimi oczami rozciąga się pół miasta! Więc wyciągam lornetkę i się rozglądam. [krótka przerwa] A potem... Już miałem zejść, kiedy sobie przypomniałem, że zupełnie zapomniałem sprawdzić, co się dzieje tuż obok! Więc się lekko wychyliłem, patrzę tu, patrzę tam... Jasna cholera! Ale by było! Po podwórzu łazi karzeł! A ja prawie tam zszedłem! Dobrze, że mnie nie widział. Ale nie mogłem go sprzątnąć, bo AKM miałem na plecach, a komin był zbyt wąski, żeby go zdjąć. Makarow w kaburze też na niewiele by się zdał - to było jakieś pięćdziesiąt metrów plus wysokość komina... Gdybym go nie trafił za pierwszym razem, już po mnie. No więc siedzę tam i się zastanawiam. Patrzę, co kombinuje. A kombinował coś dziwnego, mówię wam. Najpierw grzebał w stercie gratów, wyrzucając śmieci na lewo i prawo. A potem nagle stanął bez ruchu. Jakby czegoś słuchał. A potem się zaczęło. Sterta śmieci zaczęła się ruszać. Karzeł odskoczył do tyłu, stanął prosto, położył ręce na głowie i jakoś dziwnie je wykręcił... i nagle te rupiecie zaczęły na niego lecieć! Ze wszystkich kierunków! Kawałki żelaza, cegły, guma, gałęzie, gówno... Całego go pokryły. Myślę sobie: "Niech mnie szlag!" Już po nim. Spokój. Ale nie! Przez jakieś dwie sekundy spokój, a potem nagle bum! Wszędzie zaczęły lecieć śmieci! Były tam żelazne rury, które wbiły się w betonowe ogrodzenie. Karzeł stał przy nich jakąś minutę, coś tam sobie myślał, potem odwrócił się i wbiegł do budynku. Trochę czasu minęło, zanim odetchnąłem: "No, czas ocalić skórę". I wtedy poczułem dym. Zaczęło się robić gorąco. Ja pierdzielę! Ktoś rozpalił na dole ogień! Po minucie nie dało się już oddychać. Zdołałem się jakoś wdrapać na brzeg komina, ale nie było gdzie stanąć, więc przysiadłem tam, dyndając nogami... Dym gryzł mnie w oczy, ledwo mogłem oddychać... Musiałem się stamtąd wydostać! Dzięki Bogu zawsze mam przy sobie czterdziestometrową linę, tak na wszelki wypadek. Zwinąłem więc linę, bo nie była zbyt gruba, jakoś ją przymocowałem do komina, rozerwałem chustę na pół, owinąłem ją wokół dłoni i zacząłem opuszczać się na dół, modląc się do Boga... Myślałem jedynie: "Żeby tylko nie spaść!" Żadnego zabezpieczenia, nic! Lina wrzynała mi się w dłonie... no i oczywiście - to moje szczęście! - skończyła się jakieś pięć metrów nad ziemią. Musiałem skoczyć. Miałem jakiś wybór? Spadłem z hukiem, dobrze, że sobie nic nie złamałem, choć trochę się posiniaczyłem i skręciłem prawą nogę! Całe ciało bolało mnie jak diabli. A mimo to uciekłem tak szybko, że pewnie zdobyłbym złoty medal w sprincie...”
Przechwyt, mieszkaniec z wnętrza[]
„Słyszeliście już o "Przechwycie"? Podobno to prawdziwi zawodowcy, najlepsi z najlepszych! Powinniście ich zobaczyć przy pracy! Jakie oni rzeczy wyprawiają! Nie to, co te pierdziele w kordonach! Goście nie tylko włażą do każdej cuchnącej nory - oni bez przerwy miesiącami potrafią siedzieć w Zonie! Przysięgam na Boga! Mają swoje bazy - i to całkiem sporo - niezłe kryjówki, śmigłowce zrzucają im żarcie tuż przy granicy. Ich dowódcą jest jakiś koleś o nazwisku Gromow... myślę sobie, że to fałszywe nazwisko, mówią do niego "Major" albo "Grom". Nie wierzycie mi?! Pachomycz raz ich nagrał! Nagrał ich i minutę później już spieprzał. Nie chciał złapać ołowicy, jeśli wiecie, co mam na myśli... Ściśle tajne, cholerny świat! Znacie Pachomycza, nie? Tak, to on! Ci goście to nie przelewki. Sama elita. Kto wie, co oni tu tak naprawdę robią? A jaki łup zgarniają! Gdybym mógł dostać jedną trzecią - nie, nawet dziesięć procent tego, co mają! Już bym miał posiadłość w Soczi i spałbym na forsie... Mówi się, że mają taki gadżet, który wykrywa potwory z prawie dwustu metrów. Każdego bydlaka! Gdybym takie coś dorwał, to bym sobie na prawo i lewo urządzał pikniki w Zonie... I wiecie, co jeszcze mówią? Że są jeszcze ci inni kolesie, nie żadne psy wojny, ale coś jakby stalkerzy... Tak czy siak, część z nich przedarła się do centrum Zony. I nie tylko dotarli tam w jednym kawałku, ale ponoć nawet nauczyli się ujarzmiać stwory! Nigdy nawet nie przechodzą przez granicę, do Wielkiej Krainy, i nikt nie chodzi do nich... no, może poza tymi, których przeznaczeniem jest dotarcie do Sarkofagu... A jakie mają artefakty! Powinność o nich wie... wiedzą o nich, walczą z nimi, ale słowa nie pisną, łajzy cholerne! Spróbuj któregoś zapytać, to ci tylko powie "chrzanisz"! Niezłe dranie, co?”
Pułapki[]
„Wiecie co? Zastanawiam się... No, nie tyle zastanawiam, co raczej coś mi przyszło do głowy... Co, jeśli to wszystko - znaczy... wszystko wokół - to jakiś eksperyment na nas? Przeprowadzany przez małe zielone ludziki? No bo niby czemu nie? Takie wyjaśnienie jest równie dobre jak każde inne... Zastanawiam się: jeśli to naprawdę jest poligon, to co oni tak naprawdę próbują udowodnić? Chcą sprawdzić, na widok jakich artefaktów najbardziej się ślinimy? A co, jeśli te artefakty to jakieś bomby, hę? Muszą już być chyba na całym świecie, w różnych laboratoriach. Bogacze wywalają na nie grubą kasę, nie? Że niby "Łooo! Super sprawa!" Tego właśnie chcę... Nie uwierzycie, jaki bezużyteczny chłam od was kupią, o ile tylko jest z Zony... Wszyscy są zazdrośni o "ale jestem super!"... a pewnego dnia - bum! Pomyślcie o tym! To by było coś! Ha! No ale przecież i tak nikt nie wie, o co w tym wszystkim chodzi... No, może ci, co byli za radarem... Chociaż nawet jeśli coś wiedzą, to i tak nie potrafią nic powiedzieć, tylko się ślinią i coś mamroczą. A może to właśnie dlatego się ślinią i mamroczą? Nic to... Widzicie, nie mogę przestać o tym myśleć... To w sumie smutne...”
Opowieść o wojowniczych druidach[]
„Podobno istnieje taka jedna banda... Mówią na nich "Szamani" albo "Druidzi". Z tego, co się słyszy, wychodzi na to, że w ogóle nie korzystają z elektroniki - chcą pozostać blisko natury i te klimaty... Twierdzą, że Zona silniej reaguje na sprzęt... na te wszystkie emisje elektromagnetyczne czy coś takiego... Podobno to przyciąga stwory. Generalnie oni wierzą, że Zona jest, no wiesz, jak żywy organizm. W sensie, że te wszystkie gadżety na nic ci się nie przydadzą. Jeśli jesteś przy zdrowych zmysłach, poradzisz sobie bez nich. To ich jednak nie powstrzymuje przed noszeniem karabinów szturmowych... Widać stare, dobre zęby i paznokcie to ciut za mało, co nie? Ale z drugiej strony rzadko się słyszy, żeby któryś kopnął w kalendarz. No, przynajmniej nie giną częściej niż my... Kto wie, może i mają rację... Wygląda na to, że oni są bardziej ze strony białoruskiej, wiesz...? Chciałbym kiedyś rzucić na nich okiem i sprawdzić, czy nie noszą w kieszeniach jakichś artefaktów...”